Ciągnikiem omal nie wjechał do sklepu
Najpierw prowadzonym przez siebie ciągnikiem rolniczym uszkodził roletę antywłamaniową sklepu. Kiedy huk usłyszała obsługa, Tadeusz S. chciał młotkiem „wyklepać” szkody. Potem skorzystał „z okazji” i mając ponad dwa promile alkoholu w organizmie, uciekł z miejsca. Przed policjantami schował swój pojazd, a sam udawał, że śpi na łóżku swojego mieszkania. Mając ponad dwa promile alkoholu w organizmie trafił jednak do policyjnej celi. Śledczy z Wilanowa przedstawili już 47-latkowi zarzuty.
Przed południem patrol z Wilanowa sprawdzał niepokojącą sytuację na podległym im terenie. W wiatę sklepową miał wjechać mężczyzna prowadzący ciągnik rolniczy. Jak wynikało z ustaleń mundurowych, 47-latek uszkodził roletę antywłamaniową. Kiedy obsługa sklepu usłyszała huk zaraz wybiegła przed budynek. Tadeusz S. w tym czasie sprawdzał uszkodzenia swojego pojazdu. Kiedy pracownica poinformowała kierowcę, że za chwilę o wszystkim powiadomi swojego szefa, ten szkody chciał „wyklepać” młotkiem. Twierdził przy tym, że nic się nie stało. Gdy kobieta weszła na zaplecze by zaalarmować przełożonego, 47-latek skorzystał z okazji i uciekł.
Natychmiastowa reakcja policjantów doprowadziła mundurowych pod jedną z miejscowych posesji. Tam w garażu zauważyli ciągnik rolniczy z drobnymi uszkodzeniami. Silnik pojazdu był jeszcze ciepły. W kabinie paliło się światło. Nie było tam jednak żadnej osoby. Zapukali więc do domu. Na łóżku leżał mężczyzna, który przypominał opisywanego przez świadków mężczyznę. Na pytania funkcjonariuszy czy w tym dniu prowadził pojazd oświadczył, że ciągnik jest jego brata, a jego za kierownicą maszyny nikt nie widział.
Badanie, które przeprowadzili policjanci potwierdziło, że mężczyzna jest nietrzeźwy. We krwi miał ponad dwa promile alkoholu. Kiedy wytrzeźwiał tłumaczył się śledczym z Wilanowa. Przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Nie chciał w tej sprawie składać żadnych wyjaśnień. Swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem 47-latek naraził się na utratę prawa jazdy, wysokie kary grzywny, a nawet karę do dwóch lat więzienia. O jego losach zadecyduje jednak sąd.
ea/ao