Aktualności

Sezon na utonięcia. Życie to nie statystyka.

Data publikacji 08.06.2020

Zbliża się czas ucieczki od trosk na łono natury. W tym roku będzie to nie tylko ucieczka od codziennych powinności domowych i zawodowych, ale również od przymusowej izolacji we własnym domu. Z punktu widzenia policji wodnej kryje się za tym zwiększone zagrożenie wypadkami nad wodą. Dlatego jeszcze przed nadejściem wakacji i urlopów policjanci pragną przypomnieć o zagrożeniach nad wodą oraz apelować o rozsądek i samokontrolę. Zaledwie w sobotę pijany mężczyzna próbował przepłynąć Wisłę...

Piękna, słoneczna pogoda, wysokie temperatury i czas wolny od zajęć szkolnych i zawodowych to ciężki czas dla policjantów z komisariatów i posterunków wodnych. Rokrocznie w Polsce tonie ok 500 osób, z czego ponad połowa tylko w czasie wakacyjnym, tj. w dwa i pół miesiąca. Na mapie Unii Europejskiej jesteśmy wciąż pod tym względem czarną plamą – w Polsce w wodzie ginie, proporcjonalnie, dwukrotnie więcej osób niż w pozostałych krajach europejskich.

Poniższy wykres wskazuje, że na przełomie ostatnich dziesięciu lat liczba utonięć w naszym kraju balansuje na poziomie 500 osób. Im gorętsze lato tym ta liczba wzrasta, im chłodniej liczba spada. W statystykach tych nie podaje się jednak osób, które straciły życie w wodach poza granicami kraju. O tych wydarzeniach dowiadujemy się już z mediów. Statystyka nie jest precyzyjna. Nie wiemy, czy osoba, która utonęła nad brzegiem jeziora, to osoba, która niosła pomoc innemu tonącemu czy przypadek ciężkiej choroby, w następstwie której ofiara wpadła do wody. Moim zdaniem statystyka to liczba, która ma za zadanie włączyć myślenie tym, którzy nad wodę się wybierają. Ma zasiać niepewność co do własnych umiejętności pływackich, wzbudzić odpowiedzialność nie tylko za siebie ale i otoczenie, ma być „zimnym prysznicem” wewnętrznego głosu rozsądku.

Dlaczego ludzie toną? Dlaczego tak się dzieje? Winą najłatwiej jest obarczyć organizację służby Policji wodnej czy złą politykę samorządów lokalnych.  Nikt nie lubi nakazów i wiecznej kontroli.  W ostatnich czasach każdy odczuł to na własnej skórze. Jednak, gdy dochodzi do tragedii szukamy źdźbła w oku innych nie widząc belki we własnym. Gdzie pokora, samokontrola? Wiele tłumaczą poniższe dwa schematy pokazujące liczbę utonięć ze względu na płeć i wiek ofiar tonięć.

Czego możemy się z nich dowiedzieć? Po pierwsze, że w wodzie giną głównie mężczyźni – to aż 89 % wszystkich ofiar utonięć. Jako przedstawicielka przeciwnej płci nie będę tu doszukiwać się braku równouprawnienia w tym względzie. Mam nadzieję, że większość mężczyzn powyższy schemat procentowy zapamięta i w odpowiednim momencie zdobyta wiedza zostanie odpowiednio wykorzystana.

Po drugie dowiadujemy się, że im mniejsza kontrola nad nami, im większa swoboda życia, tym woda zbiera większe żniwo. To nie znaczy, że wraz z wiekiem głupiejemy. To znaczy, że wiek nie do końca jest naszym sprzymierzeńcem – nie jesteśmy już tacy sprawni, dźwigamy dolegliwości i choroby, z każdym dniem inaczej reagujemy na wszechotaczające nas zmiany. Nie patrzymy zbyt często w lusterko by nie zaburzyć naszego samopoczucia – bo przecież wciąż mamy te dwadzieścia parę lat! Tak się czujemy i ciężko nam przyznać się do słabości ciała i ducha. I tak niektórzy z nas próbują przepłynąć jezioro, choć od kilkunastu lat nie byliśmy nawet na pływalni, inni nie schodzą godzinami ze słońca choć ciśnienie i zmiany cukrzycowe widać na gołe oko.

Stajemy się ofiarami własnych wyobrażeń o sobie samych. Wypadki zdarzają się najczęściej wtedy, gdy przestajemy się kontrolować. Przytoczę tu przypadek sportowca, który utonął na samym początku swego treningu w rzece. Co zawiodło? Może zła rozgrzewka, może późna pora dnia, może zła ocena  zbiornika, w którym zamierzał trenować przed startem, może zbyt krótka przerwa po posiłku, a może choroba, która utajona czekała na efektowne zakomunikowanie swojej obecności. Wprawny pływak, medalista, stracił życie. Może nie doszło by do tego, gdyby zabrał ze sobą kogoś, gdyby płynął z bojką asekuracyjną…. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale też na większość mamy. To jest jak w grze komputerowej,  gdzie odpowiednia ilość artefaktów i supermocy pozwoli nam pokonać wroga. Jeśli wyeliminujemy wszystkie znane nam czynniki zwiększające poziom niebezpieczeństwa, nie dojdzie do ich nałożenia się na siebie. Unikniemy Game Over.

Czy słuszne jest w takim razie obwinianie zbiornika? Statystyka, to statystyka. Moim zdaniem najbardziej niebezpiecznymi zbiornikami są rzeki, później morze, a na końcu wody stojące. Jeśli chodzi o liczbę utonięć można stwierdzić, że jest prawie odwrotnie. Czyli tam gdzie jest najbezpieczniej dochodzi do największej liczby utonięć. I choć nad jeziorami, stawami, zalewami, pracują ratownicy, policjanci, strażnicy to tu dochodzi najczęściej do tragedii. Nasze poczucie bezpieczeństwa jest tak duże, że nie zauważamy ryzyka. Nie kontrolujemy przegrzania ciała, schładzamy się gwałtownie, skaczemy na głowę w niesprawdzonych miejscach, nie nakładamy kamizelek bo przecież potrafimy pływać, popijamy napoje alkoholowe i objadamy się tłustymi, smażonymi rarytasami.  Często kilka tych czynników nakłada się na siebie, czasami wystarczy tylko jeden by utracić to, co dla nas najcenniejsze.

Poniższy schemat podzielony jest na trzy okoliczności utonięć. Dla mnie wszystkie te okoliczności stanowią jedną – NIEOSTROŚNOŚĆ NAD WODĄ. Bądźmy więc dorośli, bądźmy ostrożni.

Sezon na utonięcia tuż, tuż. Jak ukształtują się słupki statystyki z 2020 roku? To zależy od nas.

podkom. Kinga Czerwińska

 

  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
  • policja rzeczna interweniuje wobec osób łamiących zakazy nad wodą
Powrót na górę strony