Aktualności

To nie bohaterstwo, to moje powołanie

Praca w patrolu rzecznym nie należy do najłatwiejszych. Ktoś sobie pomyśli, że pływać łodzią służbową po Wiśle, to każdy może. Otóż niestety nie każdy. Rzece nigdy nie można ufać. Jej silny nurt, prądy i wiry pojawiające się często znienacka, mogą uprzykrzyć, a także odebrać, życie nawet najsprawniejszym pływakom i żeglarzom. Dlatego każdego dnia patrol rzeczny dba o nasze bezpieczeństwo, zarówno w wodzie, jak i nad wodą.

Mł. asp. Mariusz Telechowski w Policji pracuje już od 18 lat. Podczas służby wojskowej był płetwonurkiem w Marynarce Wojennej i ten fakt w dużej mierze zaważył o wyborze ścieżki kariery. Owszem, myślał o pozostaniu w wojsku, ale życie napisało swój własny scenariusz i tak mój rozmówca zasilił szeregi Komisariatu Rzecznego Policji w Warszawie.

Na co dzień służbę pełni w Ogniwie I Wydziału Prewencji, odpowiedzialnym za patrolowanie warszawskiej części Wisły i jej nabrzeża. Dbając o bezpieczeństwo osób nie tylko przebywających na brzegu, stanowczo egzekwuje przepisy dla jednostek pływających. Sprawdza ich stan, a także uprawnienia wszystkich, którzy uprawiają żeglarstwo lub inne sporty wodne.

Dzień pracy mł. asp. Mariusza Telechowskiego zaczyna się od odprawy, na której wraz z innymi współpracownikami poznaje bieżące zadania na dany dyżur, dzienny lub nocny. Na każdym takim dyżurze mają ręce pełne roboty. I zawsze najważniejszy jest czas reakcji. Gdy do dyżurnego Komisariatu Rzecznego Policji wpływa zgłoszenie o zagrożeniu życia osób wypoczywających nad wodą lub kąpiących się w rzece albo o próbie samobójczej poprzez skok z mostu, to trzeba się spieszyć. W patrolach zazwyczaj służbę pełnią po dwie osoby tak, aby w razie czego, jeden drugiego mógł asekurować. Współpraca między nimi jest bardzo ważna, bo od tego zależy nie tylko czyjeś życie, ale czasem i życie ich samych. – W momencie, gdy dochodzi do zdarzenia i jest podejrzenie, że ma ono związek z rzeką, rozpoczynamy akcję, gdyż w dużej mierze jesteśmy jednostką ratowniczą. Gdy uda nam się zlokalizować oraz wyłowić osobę poszkodowaną, wzywamy pogotowie i udzielamy pierwszej pomocy, aż do ich przyjazdu. Zachowania i stan takich osób są różne. Czasem są nieprzytomni, ranni, pobudzeni, agresywni lub obojętni i nieobecni, a interwencje są bardzo dynamiczne – opowiada mój rozmówca.

Niejednokrotnie zdarza się, że wyławiają już zwłoki, gdyż woda w momencie skoku, ze znacznej wysokości, potrafi być jak beton. Bywa też tak, że topielca nie udaje się odnaleźć wcale albo przez bardzo długi czas, a wpływ na to ma wiele czynników związanych ze stale zmieniającym się nurtem zdradliwej rzeki. Jednak robią wszystko, co w ich mocy, aby zwrócić ciało rodzinie.

Na szczęście praca w patrolu rzecznym, to nie tylko same przykre zdarzenia. Doskonałym na to przykładem są dwie akcje, które miały miejsce podczas jednego dnia w kwietniu br., kiedy to mł. asp. Mariusz Telechowski wraz ze strażnikiem miejskim Arturem Rembelskim pełnili codzienną służbę łodzią motorową. Pierwsze zgłoszenie o mężczyźnie stojącym za barierkami na Moście Siekierkowskim otrzymali od dyżurnego Komisariatu Rzecznego Policji o godzinie 8.30. Natychmiast podjęli akcję ratunkową. Sprawdzając lustro rzeki, dostrzegli wyziębionego mężczyznę, niesionego z nurtem. Obaj funkcjonariusze niezwłocznie wciągnęli mężczyznę na pokład, gdzie udzielili mu udzielili mu pierwszej pomocy, a następnie przekazali pogotowiu ratunkowemu, które zostało już wcześniej powiadomione .

Drugi raz interweniowali kilka godzin później, ale tym razem nie było żadnego zgłoszenia. Tu zadziałała ich spostrzegawczość oraz instynkt, że coś jest nie tak. Gdy podczas patrolowania rejonu plaży i Mostu Poniatowskiego zauważyli podejrzanie zachowującego się przechodnia, który po chwili ściągnął kurtkę, nie mieli wątpliwości, co się zaraz wydarzy. Przy pomocy łodzi służbowej zajęli pozycję, umożliwiającą natychmiastowe podjecie akcji ratunkowej. Funkcjonariusze udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy, a potem przekazali go pogotowiu ratunkowemu, które zdążyło już dojechać na praski brzeg rzeki Wisły. ściągnął kurtkę, nie mieli wątpliwości, co się zaraz wydarzy. Przy pomocy łodzi służbowej zajęli pozycję, umożliwiającą natychmiastowe podjęcie akcji ratunkowej. Funkcjonariusze udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy, a potem przekazali go pogotowiu ratunkowemu, które zdążyło już dojechać na praski brzeg rzeki Wisły. Dzięki dobrej współpracy i doświadczeniu policjanta i strażnika miejskiego, obie te osoby zdołano uratować, a przecież nie ma nic cenniejszego niż uratowane życie ludzkie.

Teraz, gdy okres wakacyjny tuż tuż, dobrze wziąć sobie do serca tych kilka rad, które ma dla nas mł. asp. Mariusz Telechowski. – Przede wszystkim, gdy jesteśmy nad wodą  z kimś, to zawsze musimy pamiętać, aby jedna osoba z brzegu obserwowała tą drugą. Przebywający w wodzie nigdy nie jest w stanie przewidzieć, kiedy złapie go skurcz, zrobi mu się słabo czy wpadnie w wodny wir.  Szczególnie mam na myśli dzieci. Zawsze pamiętajmy, żeby nie zostawiać ich bez opieki i nadzoru. Pochłonięte zabawą w wodzie, nie potrafią przewidzieć skutków i to na nas, dorosłych, spoczywa ten obowiązek. Widząc, że ktoś jest w niebezpieczeństwie nie rzucamy się na pomoc wpław, strugając bohatera. Zawsze trzeba mierzyć siły na zamiary Jeśli mamy taką możliwość, to niezwłocznie trzeba zawiadomić właściwe służby. Poza tym wzywamy do pomocy osoby, które są w pobliżu. W celu ratowania najlepiej użyć środków technicznych typu koło ratunkowe, rzutka, kamizelka ratunkowa. Asekurowani możemy spróbować ratować samemu, ale nie za wszelką cenę. Jeśli uda nam się wyciągnąć kogoś z wody, sprawdzamy czy zachowane są jej funkcje życiowe. Widząc, że coś jest nie tak, niezwłocznie podejmujemy resuscytację, aż do przyjazdu służb i przejęcia przez nich obowiązku reanimacyjnego. I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Z mojego doświadczenia wiem, że tonący rzadko wzywa pomocy, nie krzyczy. Tonący walczy o życie, ale w ciszy. I jeżeli nikt nie pospieszy z pomocą, to często tę walkę przegrywa. Pamiętajmy o tym.

Mój rozmówca nigdy nie zawahał się przed podjęciem działań ratowniczych. Jego instynkt działa tak, że pierwsze o czym myśli, to aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce wypadku, znaleźć człowieka, podjąć go na pokład i udzielić pierwszej pomocy.  Zawsze chce mieć pewność, że uczynił wszystko, co w jego mocy, aby kogoś uratować. Ale różnie to bywa. Gdy zdarzy się najgorsze, trzeba umieć odreagować stres z tym związany, bo jak sam przyznaje, inaczej człowiek się po prostu wypali.

– Niesamowitym wsparciem jest dla mnie moja rodzina. To właśnie dzięki nim udaje mi się odreagowywać każdy stres. Są moją motywacją i siłą napędową, za co jestem im bardzo wdzięczny.

Mł. asp. Mariusz Telechowski mówi, że jest człowiekiem spełnionym a służba w Komisariacie Rzecznym Policji, pomimo że nie jest łatwa, daje satysfakcję i poczucie, że robi się coś wartościowego. – Lubię to, co robię i nie chcę, aby moje doświadczenie poszło na marne, dlatego mam nadzieję, że swoją zdobytą przez lata wiedzę, będę mógł przekazywać młodszym kolegom.

Taka wiedza to skarb, dlatego życzymy Panu Mariuszowi, aby mógł się nią dzielić, ile się da.

 

Tekst: Karina Pohoska

Foto: podkom. Kinga Czerwińska

Stołeczny Magazyn Policyjny Maj 2019

 

 

Powrót na górę strony